Pistacjowa "Zupa Nic" inspirowana filmem "Noce i Dnie"
Deser wykwintny, acz prosty! Opowiem Wam też słów kilka o inspiracji do tego przepisu, bo historia zarówno filmu, jak i autorki powieści "Noce i Dnie" to niezły hit!
“Noce i dnie” to powieść Marii Dąbrowskiej wydana w latach 30 ubiegłego wieku, czyli chyba największy i najbardziej doceniony polski klasyk literacki dwudziestolecia międzywojennego. Sama Maria była dzięki niemu 7-krotnie nominowana do literackiej Nagrody Nobla!
Nam może się kojarzyć średnio, bo z 4 tomami historyczno-lirycznej z opowieści (składającej się z nużącej ilości opisów przyrody) o dwóch pokoleniach rodziny Niechciców, którą byliśmy zmuszeni czytać jako lekturę szkolną. Swoją drogą zawsze mnie zastanawia, kto dzieciakom rzuca tak ciężką kłodę literacką pod nogi i tym samym na kolejne 20 lat zniechęca do klasyków? A historia tej historii i samej autorki mnie na maksa zainteresowała…właśnie 20 lat później!
Historia Marii Dąbrowskiej
Maria Dąbrowska była bardzo ciekawą postacią, o której możecie opowiedzieć starszyźnie, która narzeka na “tą dzisiejszą młodzież”. Maryśka z domu Szumska żyła w latach 1889-1965, baaardzo daleko standardów patriarchalnego społeczeństwa. Była prawdziwą obyczajową skandalistką. Feministka o lewicowych poglądach, biseksualistka, kobieta wykształcona, aktywna i wyzwolona jak na czasy, w których żyła. Choć Dąbrowska powszechnie znana jest jako autorka “Nocy i dni”, to jednak uważa się, że największą wartość posiadają jej dzienniki, które wydane zostały dopiero 40 lat po jej śmierci, zgodnie z jej prośbą. Poza ważnym kontekstem historycznym, najistotniejsze są w nich motywy własnej twórczości oraz wzmianki o życiu osobistym.
Z pierwszym mężem, działaczem socjalistycznym Marianem Dąbrowskim, którego poznała w czasie studiów w Brukseli i Lozannie (dla mnie zaskoczka, że się wtedy tak dało) żyła w otwartym związku, z którego przywilejów korzystała znacznie częściej niż Marian, wdając się w nieskończoną ilość romansów. Był to lata 1911-1925! Po przedwczesnej śmierci męża żyła ze swoim kochankiem Stanisławem Stępowskim, a w czasie okupacji mieszkała z żydowskim małżeństwem, które prowadziło salonik literacki we Lwowie. Tam po raz pierwszy przeżyła wielką miłość do kobiety. Nieodwzajemnione uczucie do pani Blumenfeldowej opisywała bujnie w swoich dziennikach! Blumenfeldowa została zamordowana w czasie okupacji, co złamało Dąbrowskiej serce.
Najważniejszą relacją w życiu pisarki był wieloletni związek z Anną Kowalską, także pisarką. Panie poznały w czasie wojny jednocześnie będąc w związkach: Anna w małżeńskim, a Maria ze Stanisławem Stępowskim. Tworzył się prawdziwy czworokąt miłosny: Stanisław – Maria – Anna – Jerzy Kowalski, od którego partnerka nie odeszła, a z którym Maria wciąż musiała rywalizować. Kowalska zaszła w ciążę w wieku 43 lat, co bardzo rozzłościło Marię, o czym czytać możemy w jej dziennikach. Córka Anny, Tula, nie była lubiana ani nawet akceptowana przez Dąbrowską, choć babeczki żyły w końcu pod jednym dachem, po śmierci Jerzego.
Co prawdziwe i smutne, z dzienników i listów do Anny wyłania się obraz narcystycznej, apodyktycznej, z czasem zgorzkniałej, szarpanej wszelkimi namiętnościami kobiety, jaką była Maria Dąbrowska. Przeżywała wielkie emocje, ale nie mamy pewności (ona też nie miała), czy były to uczucia. Zmarła samotnie, po rozstaniu z Anną, schorowana, ale za to z ogromnym dorobkiem literackim, społecznym i popularnością. Annie Kowalskiej powierzyła prawa do swojej twórczości. W Warszawie na Polnej 40, w przedwojennym mieszkaniu Marii znajduje się malutkie muzeum poświęcone jej życiu i twórczości.
Ekranizacja “Nocy i Dni”
Film na podstawie powieści “ Noce i Dnie” wyprodukowany w latach 70 i wyreżyserowany przez Jerzego Antczaka był nominowany do Oscara, a startował obok takich filmów jak “Taksówkarz” w 1976 roku. Była to megaprodukcja, która kosztowała 130 mln ówczesnych złotych (czyli milion baksów!). Dostępny jest po rekonstrukcji Telewizji Polskiej zarówno jako film, jak i serial. Warto go sobie w dorosłym życiu odświeżyć, bo to jeden z najlepszych i najdokładniejszych opisów czasów Polski w czasie przełomu XIX i XX wieku. Przy okazji rozczuli romantyków i zaszkli oczka!
Zupa NIC
Pierwszy przepis na “Zupę nic” (ale pod inną nazwą), kuzynki francuskich pływających wysp, czyli “Ile Flottante” znaleźć można w “Kucharce Litewskiej” z 1900 roku autorstwa Wincenty Zawadzkiej. W późniejszym okresie ten deser stał się hitem PRL-u, z racji na dość łatwo dostępne i mało wyrafinowane składniki.
Do brzegu: zupa nic to mleko zagęszczone żółtkami, z dodatkiem cukru i najczęściej wanilii (lub waniliny w chudych latach PRL). W tak przygotowanym sosiku przypominającym luźny budyń (po ang. custard, po fr. creme anglaise) pływają “wyspy” z ubitej i posłodzonej piany z białek, które gotowały się na powierzchni gorącego mleka. Zupę nic podawano na ciepło, ale zdecydowanie lepszy jest kontrast – sosik schłodzony, a beza ciepła. Do tego coś musi chrupnąć!
Ja jak zwykle nieco modyfikuję i uprzyjemniam przepis o pistacjowy smak, ale możecie użyć dowolnych orzechów, świeżych owoców czy karmelu. W filmie “Noce i dnie” najbardziej ikoniczną sceną jest ta, w której młody Karol Strasburger wyławia nenufary ze stawu. Zarówno czasy przedstawione w filmie, jak i dryfujące niczym bezowe chmury nenufary pasowały do mojej inspiracji.
ZUPA NIC (2 PORCJE):
240 g mleka
90 g śmietanki 30%
40 g pasty pistacjowej (100% pistacji bez dodatków)
35 g cukru
3 g soli
3 żółtka L
dodatkowo: 50 g pistacji do posypania, sosik owocowy do dekoracji i przełamania smaku (u mnie ugotowane z cukrem i zblendowane jagody, ale inne kwaśne owoce będą super – mogą być mrożone)
Bezowe wyspy:
3 białka L (105 g)
80 g cukru
Mleko, śmietankę, cukier, pastę pistacjową i sól umieść w garnku i podgrzewaj na średniej mocy palnika, CAŁY CZAS MIESZAJĄC (!), aż całość lekko zgęstnieje
i zacznie oblepiać łyżkę. Przelej przez sitko do miseczki i odstaw do ostygnięcia,
a następnie do schłodzenia. Zakryj miskę z kremem folią, zanim włożysz ją do lodówki.
Rozgrzej piekarnik do 150 C (termoobieg). Zagotuj wodę w czajniku.
W międzyczasie w idealnie czystej i suchej (najlepiej metalowej lub szklanej) misce ubij białka, najpierw bez cukru, aż zaczną przypominać pianę od piwa. Wtedy zacznij dodawać powoli cukier i miksuj na średnich obrotach, aż cały cukier się rozpuści.
Blaszkę wyłóż papierem do pieczenia. Ja użyłam ringów do stworzenia czystego kształtu, ale możesz formować samodzielnie bezowe chmury w dowolnych kształtach. Zostaw odstępy pomiędzy chmurami.
Wylej wrzątek do foremki/na głęboką blaszkę i wstaw do piekarnika, aby stworzyć wilgotne otoczenie pieczenia na parze. Wstaw blaszkę z chmurami i piecz 5-10 minut w zależności od wielkości bez lub do tego momentu, aż delikatnie urosną i się leciutko zarumienią z wierzchu.
Upieczone bezy delikatnie przełóż na głębokie talerze, dookoła wlej pistacjowy krem, posyp pistacjami i udekoruj sosikiem owocowym – ja zrobiłam kropeczki z sosu i połączyłam je nożem tworząc wzór serduszek. Gotowe!