Przepis na WIECZÓR PANIEŃSKI inny niż wszystkie (dla nieco zmęczonych panien)!
Zamiast klasycznego panieńskiego z klubami, słomkami w kształcie penisów, brokatem, koroną i szarfami postawiłyśmy na coś zupełnie innego: ciszę, las, dobre jedzenie i czas tylko dla nas.
To krótka historia z pamiętniczka o panieńskim innym niż wszystkie – bez kaca, ale z najlepszym jedzeniem i grzaniem ciałka w gorącej bani pod gwiazdami.
Jeśli szukasz inspiracji, by podarować swojej przyjaciółce coś naprawdę pięknego – zapraszam do kopiowania pomysłu!
Dagmara, której jestem dumną świadkową, od miesięcy żyje na pełnych obrotach. Praca, stres, organizacja ślubu, brak chwili oddechu. Postanowiłam więc zabrać ją z dala od zgiełku do miejsca, gdzie nie będzie za bardzo zasięgu i gdzie powiadomienia ze Slacka nie będą docierać.
Znalazłam na Aloha Camp idealne miejsce: For Rest Cabin. To drewniany domek w sercu lasu, dosłownie wyjęty z magazynów o designie, z ogromnymi oknami, tarasem i drewnianą banią na zewnątrz. Brak zbędnych rozpraszaczy sprawił, że naprawdę mogłyśmy się zrelaksować. A to wszystko tylko 50 minut od domu. Sprawdź koniecznie to miejsce! (Pani właścicielka Małgosia nas koniec końców zaprosiła, ale z ręką na sercu – to miejsce jest cudne, kameralne i bardzo warto!)
Przez żołądek do serduszka
Jedzenie jak wiemy to mój język miłości, więc wcieliłam się w private chefa przyszłej Panny Młodej Dagmary. Chciałam, aby jedzenie było wyrazem troski i celebracją tego totalnie nietypowego panieńskiego. Przygotowałam ankietę, aby poznać ulubione smaki Dagi, a następnie stworzyłam menu, które mogłam częściowo przygotować wcześniej, bo GRUNT TO ORGANIZACJA! Z tej bazy zrobiłam sobie mały kulinarny portret psychologiczny — dowiedziałam się, że przede wszystkim kocha ziemniaki na śniadanie!!!
Zanim zaczęłam planować dania, sprawdziłam, co mamy na miejscu. W domku nie ma piekarnika, a ja też nie chcąc stać na miejscu za długo przy garach postawiłam na:
dania jednogarnkowe lub do złożenia na talerzu,
dużo prepów wcześniej, żeby na miejscu tylko składać lub szybko podgrzać,
sezonowe składniki, które wytrzymają podróż i nie zwiędną.
Co podałam?
Kolacje: sałatka z pieczonych talarków ziemniaków, cieniutkich plasterków marchewki i ogórka z dymką, sosem na bazie masła orzechowego, miodu, soku z limonki, imbiru i sosu sojowego oraz makaron w kremowym sosie cytrynowym na bazie sojowej śmietanki z czosnkiem i dużą ilością skórki i soku z cytryny, lekko dosłodzony miodem.
Potreningówka (TAK, ĆWICZYŁYŚMY!): tost z jajecznicą doprawioną sosem sojowym, awokado, sezamowa posypka.
Śniadania: karmelizowane naleśniki (TEN PRZEPIS) z sosem truskawkowym (truskawki mrożone, ugotowane, zagęszczone nasionkami chia) i domową granolą (PRZEPIS TUTAJ) oraz podsmażane ziemniaczki na palonym maśle z wędzoną papryką, podane z twarożkiem z ogórkiem, rzodkiewką, koperkiem i szczypiorkiem, sałatą z awokado i jajkiem na półmiękko.
Obiad: bakłażan w sosie na bazie pasty gochujang z sosem sojowym, rybnym, cukrem brązowym, sokiem z limonki z ryżem jaśminowym, edamame (do kupienia w Kuchniach Świata), kimchi, świeżym ogórkiem, marchewką i smażonym na tofu (pokruszyłam je i zamarynowałam w sosie sojowym, miodzie, paście z tamaryndowca. Przed obróbką osuszcie mocno tofu, żeby było chrupiące po usmażeniu).
Deser: mini serniczki z solonym karmelem miso. (1/2 TEGO przepisu na sernik, upieczonego w foremkach na babeczki, karmel TUTAJ, tylko zamiast soli, łyżeczka miso białego)
Chciałam, żeby każda łyżka mówiła: „jesteś ważna, zasługujesz na odpoczynek i na same dobre rzeczy!”.
Zrobiłam prepy dzień przed wyjazdem:
Upiekłam talarki ziemniaczane do sałatki
Zrobiłam sosy i posypki: z masła orzechowego, karmel miso, sos z gochujang, posypkę sezamową z nori
Usmażyłam naleśniki, żeby je odsmażyć na miejscu na masełku z cukrem
Upiekłam granolę
Zamarynowałam tofu
Upiekłam bakłażana w azjatyckiej marynacie
Upiekłam mini serniczki
Całą resztę ogarnęłam na miejscu w chwilkę, żeby mieć czas poleżeć na hamaku i eksplorować las, a królowa Panna Młoda miała tylko i wyłącznie relaks.
Podsumowując, to był panieński inny niż wszystkie – nie głośny, nie imprezowy, ale totalnie wyjątkowy. Nie potrzeba dużo, by poczuć się blisko. Czasem wystarczy domek w lesie, rumianek do picia i serniczek z karmelem miso. Byle po swojemu i w odpowiedzi na potrzeby serca i ciała.
P.S. Do lasu nie zabiera się truciciela, więc wypożyczyłam elektryczne Volvo EX30 (tu możecie się zapisać na testową jazdę, a to naprawdę duża frajda) z zaprzyjaźnionego Volvo Nova w Łodzi i o kurczę, ale to była przyjemność i przede wszystkim – EKONOMIA. Na początku stresowałam się, że co chwila trzeba będzie go ładować, ale myliłam się. Ludzie kochani, za 57 zł pojechałam za Warszawę, z powrotem i 3 dni po mieście. Super wygoda, lekkość jazdy i oszczędność. To auto to będzie moje małe marzenie w przyszłości. Ja Wam tu bym kitów nie wciskała, a przy okazji chciałam, żeby ten wyjazd był jeszcze bardziej COOL!