Przysmaki z tyrolskiego stoku: Sölden, Austria + Germknödel
Co i gdzie zjeść na austriackim stoku w przerwie od szusowania, gdzie się zatrzymać i czego spróbować po drodze?
Czym jest après-ski?
Jest jak nagroda za męczarnie na stoku – niezależnie od tego, czy spędziłeś dzień w stylu pro szusera na czarnych trasach, czy raczej laminowania śniegu na tyłku. Après-ski dosłownie oznacza „po nartach”, a w praktyce to moment, kiedy zrzucasz kask (ale zostajesz w butach narciarskich i w reszcie sportowego anturażu), rozluźniasz się i w pełni celebrujesz to, że przetrwałeś dzień na stoku (i że twoje nogi i ręce jeszcze działają).
To czas, żeby wpaść do górskiej chaty lub baru na stoku, gdzie czekają ciepłe dania, mocne napitki i atmosfera relaksu, a czasem nawet MELANŻU.
W przerwie między brawurowymi zjazdami, narty zostawia się przy drewnianych chatkach na stoku, z których unosi się zapach podgrzanego sera, mięsa, piwa, przypraw i masła.
Dawniej Tyrolczycy byli prostym, górskim ludem, który musiał sobie radzić w surowych warunkach. Nieskomplikowana, sycąca kuchnia bazowała na tym, co było pod ręką, czyli ziemniaki, mąka, ser, masło i mięso (jeśli się udało coś upolować albo wyhodować). Ale jak to na granicy kultur bywa – do tych podstawowych składników zaczęły dołączać wpływy sąsiednich krajów.
Włosi przemycili do Tyrolu makarony, risotto i tiramisu. Szwajcarzy oczywiście sery i fondue. Czesi dorzucili knedle i zamiłowanie do piwa, a Austriacy przynieśli ze sobą cesarskie specjały – jak Kaiserschmarrn czy Apfelstrudel.
Tyrolskie jedzenie ma coś, co daje przytulnej energii – jakby ktoś otulił cię kocem z masła i sera. Jest idealne po wysiłku. Na codzień? Niekoniecznie.
Klasyki ze stoków w Tyrolu
Käsespätzle
To tyrolska odpowiedź (albo nawet oryginał) na mac & cheese, tylko sto razy lepsza. Te małe kluseczki z ciasta makaronowego są zapiekane z lokalnymi serami, aż powstaje cudownie ciągnąca się, serowa bomba. Na wierzch posypuje się ją chrupiącą prażoną cebulką.
Kaiserschmarrn
Słodki król – Kaiserschmarrn, czyli puszysty omletu z jajek i mąki, porwany na kawałki i serwowany z cukrem pudrem, musem jabłkowym i/lub powidłami śliwkowymi. Legenda głosi, że cesarz Franciszek Józef I tak pokochał ten deser, że nazwano go na jego cześć (Kaiser = cesarz). To moje idealne paliwo na stoku – słodkie, ciepłe, dodające energii i humorku, nawet jeśli właśnie zaliczyłaś glebę.
Wiener Schnitzel
Nie może zabraknąć klasyka – sznycla wiedeńskiego. Panierowana i smażona na maśle cielęcina (albo czasem wieprzowina) to proste danie, które jest symbolem Austrii. Ale uwaga – prawdziwy Wiener Schnitzel powinien być tak duży, że nie mieści się na talerzu! Podawany z frytkami i często z żurawiną. Surówki niestety są w pakiecie jak u nas, więc całość trzeba czymś popić (ja polecam herbatkę!).
Tiroler Gröstl
Nieco mniej elegancko, ale za to na maksa sycąco – Tiroler Gröstl to smażone ziemniaki, cebula i kawałki mięsa, przyprawione kminkiem i podane z sadzonym jajkiem. To jedno z tych dań, które zawsze smakuje lepiej na stoku niż poza nim.
Zupa gulaszowa
Gdy zimno szczypie w nos, nic nie rozgrzeje lepiej niż talerz zupy gulaszowej (Gulaschsuppe). To danie ma swoje korzenie na Węgrzech, ale Austriacy je uwielbiają i traktują jak swoje. Bogata, mięsna i gęsta zupka, z papryką i ziemniakami – smakuje najlepiej z bułką (kajzerką!) lub z preclem.
Fondue
Jeśli znajdziesz się bliżej szwajcarskiej granicy, koniecznie spróbuj fondue. Rozpuszczony ser, kawałki chleba lub chrupkie warzywa i kieliszek wina – prostota w najlepszym wydaniu.
Germknödel
Germknödel to wielka, puszysta kluska (pampuch/parowaniec) drożdżowa, nadziana powidłami śliwkowymi, polana masłem lub sosem waniliowym, posypana makiem i cukrem pudrem. Jedni mówią, że to deser, inni, że danie główne. Jedno jest pewne – po takiej klusze można spokojnie zjeżdżać cały dzień.
Topfen i Apfelstrudel
Na deser? Topfenstrudel, czyli strucla z delikatnym serem twarogowym i rodzynkami (tak, wiem), albo Apfelstrudel – znany na cały świat strudel jabłkowy. Cienkie jak papier ciasto, soczyste jabłka, rodzynki i cynamon – pochwała prostoty. Do tego sos waniliowy i trochę bitej śmietany. Po takim deserze można się krótko zdrzemnąć na leżaczku przed chatką.
A co do picia?
Po takim jedzeniu trzeba przecież czymś popić (ja herbatką miętową!!!!!).
Piwo: austriackie lagery, takie jak Stiegl, Gösser czy Zipfer królują.
Jagertee: herbata z Jägermeisterem, czasem z dodatkiem innych alkoholi – świetnie rozgrzewa, ale uwaga – szybko uderza do głowy!
Schnaps: owocowe nalewki i destylaty, np. gruszkowa (Williamsbirne) albo śliwkowa (Zwetschke) jako aperitif.
Glühwein: Gorące wino z przyprawami – zimowa klasyka, która smakuje lepiej na stoku, niż na bożonarodzeniowym jarmarku.
Tyrolska kuchnia to efekt historii, trudnych warunków życia i sąsiedzkich inspiracji. W klasycznych potrawach czuć prostotę dawnych czasów, ale też szczyptę luksusu, który wprowadzili Włosi i Szwajcarzy. Każde danie opowiada jakąś historię – od cesarza, który pokochał omlet na słodko, po górali, którzy wymyślili Gröstl z resztek. I nie oszukujmy się – na stoku wszystko smakuje dwa razy lepiej, bo górskie powietrze to najlepsza przyprawa.
GDZIE SIĘ ZATRZYMAĆ?
Sölden jest super, czyli narty i snowboard na światowym poziomie
Sölden to ośrodek narciarski w Austrii, gdzie śnieg jest zawsze gwarantowany. Są tam 2 lodowce – Rettenbach i Tiefenbach – więc sezon trwa od października aż do maja! Do tego ponad 140 km tras, od łagodnych (ale nie lamerskich) niebieskich po czarne, które przyprawią o dreszcz emocji nawet najbardziej wytrawnych narciarzy (pozdrawiam Cię Mat). Zero kolejek i same nowoczesne wyciągi (dosłownie kilka orczyków tylko na oślich łączkach).
Nocleg: Apart Hotel Garni Wieser
Apartamenty nawet dla 8 osób (my taki mieliśmy): świetna opcja dla grupy znajomych albo większej rodziny. Komfortowe, z 4 sypialniami i 3 łazienkami, z widokiem na góry, kuchnią i dużym, okrągłym stołem idealnym do gry w planszówki – w sam raz na relaks po całym dniu na stoku.
Strefa saun: Wieser ma kameralną strefę wellness, w której można naładować baterie w kilku rodzajach saun, a dzięki temu, że mieliśmy największy apartament mieliśmy też swoją prywatną saunę w jednej z łazienek w pokoju. Niezły luksus (za racjonalną cenę, naprawdę).
Śniadanie lub świeże bułeczki: codziennie rano możesz zamówić śniadanie (19 euro, trochę drogo) albo świeże pieczywo (a to akurat było super!), które dostarczane jest prosto pod drzwi.
Idealna lokalizacja: hotel ma bezpośredni zjazd trasą pod główną gondolkę, więc nie trzeba dźwigać sprzętu czy biec do skibusa, tylko od razu pod wejściem wskoczyć w narty.
GDZIE ZJEŚĆ NA STOKU I POZA NIM?
Owszem, zabrałam z domu słoiczki z bolognese i curry z kurczakiem – to one ratowały nas wieczorami, gdy wracaliśmy zmęczeni po dniu na stoku. Śniadania i kolacje gotowaliśmy sami, sklepy mieliśmy bliziutko, a w nich awokado za 1 euro, więc żyć, nie umierać.
Dodatkowo popijałam Colon C, żeby jelita mi nie padły od rozpusty, bo na stoku (się) nie oszczędzaliśmy – lunch składał się z powyższych tyrolskich przysmaków. Oto kilka miejsc na stoku, które szczególnie zapadły nam w pamięć:
Bubi’s Schi- & Almhütte
Ta chatka na stoku to hit. Jakościowe jedzenie, fajny klimat i deserowe marzenia pod postacią Apfelstrudela i Germknödla, które smakowały jak niebo.
Löple Alm
To schronisko jest świetne dla tych, którzy szukają klasycznej tyrolskiej kuchni w bardziej kameralnym wydaniu. Spokojnie, bez tłumów.
Almwirtschaft Gampe Thaya
Nieco bardziej fancy Gampe Thaya jest strzałem w dziesiątkę na specjalną okazję. Wszystko tutaj jest robione z lokalnych składników. Do tego otoczenie jak z pocztówki.
CZEGO SPRÓBOWAĆ PO DRODZE DO/Z AUSTRII?
PRAGA - czeskie słodkości, o których wcześniej nie słyszałam
Větrník – duży ptyś,przekrojony, wypełniony kremem waniliowym, kremem karmelowym i bitą śmietaną, polany słonym karmelem.
Věneček – mniejsza wersja větrníka w kształcie pierścienia, z kremem waniliowym i lukrem jak z pączków.
Indiánek – mały deser w formie kopułki z marhmallow, oblany czekoladą i umieszczony na kruchym spodzie.
Koblihy – Pączki wypełnione dżemem, najczęściej morelowym, posypane cukrem pudrem.
Koláče – drożdżówki z różnymi nadzieniami, np. twarogowym, makowym, powidłami śliwkowymi lub dżemem morelowym, często z kruszonką.
Wszystkich tych deserów (także w wersji mini spróbujecie w cukierni Mysak w Pradze.
HIT! Buchtičky se šodó to deser, który obecnie przeżywa swój renesans, zwłaszcza w hipnych, nowoczesnych restauracjach w Pradze. Są to małe, puszyste bułeczki drożdżowe (buchtičky), które podaje się z kremowym sosem waniliowym (šodó). Były w menu każdej, co fajniejszej knajpy. Polecam je w Sodo i w Eska.
Czesi lubią także takie rurki z kremem!